APP Krispol pojechał do Siedlec po komplet punktów. Wygrał jednak 3:2 i przywiózł do domu nie 3, a 2 punkty. Nie jest to zdobycz, która w pełni satysfakcjonowałaby kibiców, bowiem rywale naszego zespołu, jak dotąd, są zdecydowanie najsłabszym zespołem rozgrywek.
APP Krispol w 7. kolejce spotkań Krispol 1. Ligi pojechał do Siedlec grać z miejscowym KPS-em, który w 6. pierwszych spotkaniach nie zdobył punktu, a wygrał ledwie 2 sety. Mecz rozpoczął się zgodnie z przewidywaniami - APP Krispol łatwo wygrał pierwszego seta 25:16. W drugim secie gospodarze zaczęli stawiać opór, ale nasi siatkarze wygrali tę partię 25:19. Niestety, trzeci set okazał się niemiłą niespodzianką, która potem przerodziła się w sportowy horror. Jego początek nie zwiastował jeszcze kłopotów, bo siatkarze z Wrześni prowadzili, ale w miarę upływu czasu grali coraz gorzej, mieli kłopoty w przyjęciu, a i w ataku popełniali błędy. Przegrali tę partię 24:26. Nad postawą naszych siatkarzy w kolejnym secie spuśćmy zasłonę milczenia, szkoda nerwów, bo gospodarze, "czerwona latarnia" rozgrywek, rozbili "krispolowców" 25:15. W meczu zrobiło się 2:2 i w tym momencie wiadomo już było, że walka w tajbreku toczyć się będzie nie tylko o 2 pkt, ale o "zachowanie twarzy", bo mówiąc wprost porażka zespołu APP Krispol w Siedlcach byłaby sportową kompromitacją. Na szczęście siatkarze Mariana Kardasa panowali emocje, przystąpili do decydującej partii skoncentrowani, wywalczyli kilkupunktową przewagę, którą utrzymali i ostatecznie zwyciężyli w tajbreku 15:12 i w całym meczu 3:2. Cieszy zwycięstwo, ale dlaczego nasi siatkarze sami sobie gotują takie emocje? Dlaczego zamiast wygrać spokojnie 3:0 fundują kibicom sportowy horror? No, właśnie...
