– Nawet nie wiem, ile to jest obecnie. Chyba kilkadziesiąt złotych co miesiąc – mówi pan Krzysztof, mieszkaniec bloku i członek spółdzielni mieszkaniowej. Ma na myśli fundusz remontowy.
Pieniądze na naprawy
Każdy spółdzielca czy członek wspólnoty mieszkaniowej wie, że kiedy otrzymuje rachunek za mieszkanie, to zawiera on litanię zobowiązań.
– Zaliczka na ogrzewanie, zaliczka za wodę, opłata za śmieci, czynsz, składka na kredyt zaciągnięty na zamontowanie domofonu – wylicza z pamięci pan Krzysztof.
Jedną z pozycji na tej jest fundusz remontowy. To składka, którą pobiera administrator. Po co?
„To swego rodzaju zbiórka pieniędzy, które w przyszłości przeznaczone zostaną na pokrycie kosztów związanych z remontem, naprawą czy modernizacją części wspólnych nieruchomości, np. hali garażowej, klatki schodowej czy terenu wokół budynku (...)
Fundusz remontowy działa i jest regulowany na mocy ustawy o własności lokali (...) Decyzja o założeniu funduszu remontowego oraz planowanie działań z nim związanych należy do członków wspólnoty mieszkaniowej, którzy na zebraniu rocznym podejmują decyzje związane z funduszem” – tak opisuje fundusz remontowy firm zajmująca się zarządzaniem nieruchomościami.
O tym, ile się należy składać, decydują mieszkańcy. W Polsce jest to 2-3 zł, ale liczone za każdy metr kwadratowy mieszkania. Czyli ktoś, kto ma 50 mkw., co miesiąc płaci ok. 100-150 zł. Całkiem sporo. A ma być jeszce drożej.
Idzie podwyżka
Mariusz Łubiński, prezes spółki Admus, która zarządza nieruchomościami, ostrzega, że nadchodzi era podwyżek. I wskazuje fundusz remontowy. W rozmowie z businessinsider.pl tłumaczy, że koszty muszą pójść w górę.
– Zeroemisyjna rewolucja nie ominie już wybudowanych budynków. Te mają przejść remont i stać się energooszczędne. W pierwszej kolejności do renowacji mają iść budynki o najgorszych parametrach. Takie wymogi narzuca nam unijna dyrektywa z kwietnia 2024 r. w sprawie charakterystyki energetycznej budynków, zwana dyrektywą budynkową – wyjaśnia ekspert.
Dodaje, że stawki powinny pójść w górę nawet razy trzy. A to dlatego, że w blokach potrzebne są inwestycje wymuszone unijnymi przepisami. To np. wymiana ogrzewania gazowego na pompy ciepła. A to kosztuje.
W przypadku wspólnoty mieszkaniowej liczącej 300 lokali to koszt aż 4 mln zł. Łubiński wylicza, że w tej wspólnocie na fundusz wpływa ok. 650 tys. zł.
– Nie wliczaliśmy w to termomodernizacji i wymiany okien na trzyszybowe. Okna bowiem nie należą do części wspólnych nieruchomości. Odpowiadają za nie właściciele mieszkań i to na nich będzie spoczywał obowiązek ich wymiany – zaznacza Mariusz Łubiński.