Do zdarzenia, które opisała „Gazeta Wyborcza”, doszło na oddziale intensywnej opieki kardiologicznej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Pacjentka po zabiegu źle się poczuła. Zaczęła wzywać pomoc.
Wykorzystała do tego przycisk przy łóżku. Pomoc jednak nie nadchodziła. Wtedy zadzwoniła do rodziny.
„Powiedziała, że źle się czuje, a na oddziale nie może się doprosić, żeby ktoś do niej przyszedł” – relacjonuje „Wyborcza”.
Rodzina poleciła kobiecie, żeby zadzwoniła pod numer alarmowy 112. Zadzwoniła…
Szpital to potwierdza
– Odebraliśmy telefon od dyspozytora numeru 112, że na pierwszym piętrze leży kobieta, która wymaga interwencji medycznej – powiedział dziennikowi pracownik szpitala.
Informacja została przekazana oddziałowi, a dyspozytor sporządził z tego notatkę.
Potwierdziła to Barbara Mietkowska, rzeczniczka szpitala. W rozmowie z „Super Expressem” powiedziała, że był taki telefon, ale nie wiadomo, kto dzwonił. Bo… – Biorąc pod uwagę stan pacjentki, nie sądzę, żeby to ona sama zadzwoniła – doprecyzowała.
I wyjaśniła, że pacjentka była w stanie bardzo ciężkim. Ale…
– …nie z powodu zabiegu, który przeszła, ani z powodu rzekomego nieudzielenia jej pomocy, a z powodu choroby. Jej śmierć nie ma związku z przeprowadzonym zabiegiem - tłumaczyła
Rodzina wiedziała, w jakim stanie jest ich bliska i – jak zapewniła w rozmowie z SE rzeczniczka szpitala – nie wini za jej śmierć szpitala.
Skontrolują oddział
Bartłomiej Chmielowiec, rzecznik praw pacjenta, zapowiedział kontrolę oddziału, na którym leżała chora kobieta. Przyjrzy się też pracy personelu medycznego, który – jak powiedział – powinien czuwać na bezpieczeństwem pacjentów także w nocy.
„Konieczność kontaktu pod nr 112 celem uzyskania pomocy dla pacjenta przebywającego w szpitalu to sytuacja niedopuszczalna” – ocenił w rozmowie z „Super Expressem”.