Reklama

Jarosław Gowin przed komisją sejmową. Wyjawia, kto stał za wyborami kopertowymi

Były wicepremier Jarosław Gowin był jednym z pierwszych świadków sejmowej komisji powołanej do wyjaśnienia sprawy wyborów kopertowych.
Jarosław Gowin

Autor: Sejm YT

Jarosław Gowin był liderem partii Porozumienie, która wchodziła w skład Zjednoczonej Prawicy. Partii na tyle ważnej, że jej lider w latach 2015-2021 był wicepremierem. Także wtedy, gdy w 2020 roku rząd Mateusza Morawieckiego chciał przeprowadzić pocztowe wybory na prezydenta Polski.

Wybory korespondencyjne

To była wiosna 2020 r. okres pandemii koronawirusa. Zbliżał się termin termin wyborów prezydenckich. Ówczesna opozycja (KO) zgadzała się na to, żeby Andrzej Duda rządził dłużej, a z wyborami poczekać na lepszy czas, kiedy wirus będzie mniej groźny. PiS chciał jednak wykorzystać swoją popularność i wymyślił, że przeprowadzi wybory pocztowe. 

Każdy z wyborców miałby otrzymać do domu pakiet wyborczy, zagłosować i go odesłać. Przedsięwzięcia na taką skalę nigdy w Polsce nie było.

I nie był to jedyny problem. Potem Najwyższa Izba Kontrola potwierdziła, że takie wybory zaczęły być organizowane bez podstawy prawnej. Że premier Morawiecki przekroczył swoje uprawnienia. Że premier Jacek Sasin stał za całą operacją, a wybory miała przeprowadzić nie Państwowa Komisja Wyborcza, ale Poczta Polska. Bezprawne był także nakaz przekazania PP danych wyborców. Miały to zrobić samorządy.

Wybory się ostatecznie nie odbyły. Ale przygotowania pochłonęły ponad 76 milionów złotych.

Właśnie te sprawy ma wyjaśnić śledcza komisja sejmowa, przed którą dziś (wtorek 9 stycznia) stanął Jarosław Gowin. Zaznaczmy, że jako jedyny ze Zjednoczonej Prawicy był przeciwko wyborom kopertowym. 

Świadek Gowin zeznaje

– Gdy pojawił się ten pomysł, w Kancelarii Premiera doszło do spotkania Mateusza Morawieckiego, ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego i mnie. Szumowski krytycznie ocenił pomysł wyborów. Ustaliliśmy, że będziemy robić wszystko, żeby im zapobiec. Po kilku dniach Morawiecki zmienił zdanie, mówiąc, że Kaczyński nalega na przeprowadzenie wyborów – zeznał były wicepremier.

Zaprzeczył także, że – a taką wersję forsują politycy PiS – że miał od opozycji obiecane stanowisko marszałka Sejmu w zamian na storpedowanie wyborczego planu PiS.

– Było wiele rozmów z udziałem Kaczyńskiego i Morawieckiego, w których byłem nakłaniany do zmiany stanowiska. Wiedziałem też, że szukane są na mnie tzw. haki, sprawdzane były biznesy mojego syna, byłem informowany, jakoby w mojej sprawie sprawdzano akta prokuratorskie – mówił przed komisją Gowin.

Tłumaczył jednak, że nie zmieniał zdania, bo wybory kopertowe nie mogły się udać. Koszty ich organizacji byłby astronomiczne. I tę wiedzę mieli politycy PiS, bo Gowin przypomniał maila od ministra Michała Dworczyka. Pisał w nim, że Poczta Polska powinna otrzymać zapłatę w wysokości ok. 700 mln złotych.

Kiedy Gowin nie mógł się porozumieć z Jarosławem Kaczyńskim, rodziły się inne plany. Jednym z nich było wprowadzenie na terenie Polski stanu wyjątkowego – to by automatycznie „wydłużyłoby” kadencję prezydenta. Innym rozwiązaniem była zmiana konstytucji. Był także pomysł bardziej skomplikowany. 

– Doszliśmy z Jarosławem Kaczyńskim do porozumienia, że trzeba przeprowadzić nowy tryb dojścia do wyborów prezydenckich. 10 maja nie mogły się odbyć. SN orzekał nieważność tych wyborów i otwierało to drogę dla marszałek Witek, żeby wszcząć nową procedurę wyborczą – wyjawił polityk.

Przesłuchanie Jarosława Gowina trwało późnego popołudnia. 

 


Podziel się
Oceń