„Z kamerą wśród zwierząt”. To nie tylko tytuł bardzo lubianego przez widzów programu telewizyjnego, ale także zwrot, który wszedł do języka polskiego. Często tak określa się sytuacje, w których panuje chaos, zdziczenie, zezwierzęcenie właśnie.
Tyle że jeśli przypomnieć sobie program przez lata nadawany w TVP, to nie miał on nic wspólnego z takimi sytuacjami. Wręcz przeciwnie. Było tak za sprawą prowadzącego go małżeństwa – Hanny i Antoniego Gucwińskich.
Hanna Gucwińska nie żyje
Prezydent Wrocławia Jacek Sutryk na platformie X przekazał smutną wiadomość o śmierci Hanny Gucwińskiej.
„Wieloletnia legendarna dyrektorka @zoowroclaw razem z mężem Antonim Gucwińskim (zmarł w 2021 roku). Przez lata program „Z kamerą wśród zwierząt”, który prowadziła, uczył nas wrażliwości wobec naszych „braci mniejszych”. Będzie nam jej ogromnie brakować” – napisał.
Dlaczego Hanna znielubiła Antoniego?
Hanna Gucwińska urodziła się 25 kwietnia 1932 w Warszawie. Z wykształcenia była inżynierem zootechnikiem. Pracy inżynierskiej broniła w Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie, magisterskiej – w Akademii Rolniczej we Wrocławiu. Od 1957 roku pracowała w Ogrodzie Zoologicznym we Wrocławiu.
W 1962 roku wyszła mąż za Antoniego Gucwińskiego i wspólnie przez wiele lat pełnili funkcje dyrektorskie we wrocławskim zoo.
Kiedy się poznali, nie zapałali do siebie miłością od razu. Antoni miał zająć się pierwszym w Polsce urodzonym lampartem.
– To ja go najpierw wychowywałam. Musiałam mu jednak lamparta przekazać i powiem szczerze, że znielubiłam Antosia za to. Byłam pewna, że nie zajmie się nim porządnie – wspominała po latach Hanna Gucwińska.
Miała ambicje zajmować się w zoo drapieżnikami. Ale wysłano ją do innych zwierząt.
– Czułam się pokrzywdzona. Myślałam sobie, jak to będzie dobrze panować nad tygrysem czy lwem, a dostałam małpy. Wygłupiały się i przedrzeźniały. Zastanawiałam się, jak ja je opanuję – opowiadała.
30 lat w TVP. Zasłużona popularność
Od 1971 roku małżeństwo Gucwińskich tworzyło i prowadziło program telewizyjny „Z kamerą wśród zwierząt”. Tak było przez 30 lat.
To właśnie ten program, w którym autorzy opowiadali o zwierzętach i ich zwyczajach przyniósł Gucwińskim sławę. Mówili nie tylko o swoich podopiecznych, ale także o żyjących dziko zwierzętach z dalekich krajów. Trzeba pamiętać, że okres PRL był czasem, kiedy przeciętny Polak miał styczność z egzotyką tyko dzięki takim programom.
Tak ich zapamiętam...
Zaraz po studiach na krótko trafiłem do Wrocławia. Kiedy dowiedziałem się, że odbędzie się spotkanie z Gucwińskimi i ich zwierzakami, wiedziałem, że musze tam być. Byłem. I do dziś to pamiętam.
Weszli do sali, niosąc ze sobą i na sobie różne zwierzaki. Już to zrobiło na nas – widzach i słuchaczach – duże wrażenie. Od razu kupili sobie publiczność.
A potem...? Potem popłynęła barwna opowieść o zwierzętach, które nie były dodatkiem do popularnej pary telewizyjnej, ale były bohaterami tego spotkania, o których opowiadali ich opiekunowie. I to jak opowiadali!
Było to jeszcze ciekawsze niż w telewizji, bo na żywo. A oni oboje byli równie naturalni jak przed kamerą. I wciąż wśród zwierząt.
Takimi ich – państwa Hannę i Antoniego Gucwińskich – zapamiętam...