Reklama

Z własnej winy Polska traci miliardy złotych. Nie ma od tego odwołania

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) ocenił, że Polska uchybiła unijnym zobowiązaniom w związku z przeprowadzaną przez rząd reformą sądownictwa. Co to oznacza?
Z własnej winy Polska traci miliardy złotych. Nie ma od tego odwołania

Autor: iStock

Chodzi o reformę sadownictwa, którą od lat wprowadza rząd PiS i osobiście minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. TSUE, który właśnie orzekł, że zmiany w sądach są niezgodne ze wspólnotowym prawem. Trybunał miał na myśli nowelizację prawa o ustroju sądów powszechnych, ustawy o Sądzie Najwyższym i niektórych innych ustaw.

Co do samego Sądu Najwyższego, to TSUE orzekł, że wprowadzona tam Izba Dyscyplinarna (ma sądzić i oceniać sędziów) „nie spełnia wymogu niezawisłości i bezstronności".

Prawo każdego obywatela do niezależnego sądu

PiS zareagował atakiem. Minister Ziobro od razu uznał, że Trybunał wkroczył w kompetencje, których nie posiada. Rzecznik rządu Piotr Müller dodał, że „wymiar sprawiedliwości jest elementem kompetencji państw członkowskich". 

– Będziemy tego bronić, ponieważ uważamy to za jedną z kluczowych rzeczy – zapowiedział.

W te głosy wpisała się prof. Genowefa Grabowska, ekspertka prawa europejskiego, która także uważa, że TSUE „poszedł za daleko”. Tłumaczy, że Trybunał dał znak, że międzynarodowe uzgodnienia są ważniejsze niż przepisy krajowe. 

– Z tym nie zgodzi się żadne państwo członkowskie, że jego konstytucja ma być poniżej tego, co TSUE postanowi – powiedziała w TVP Info.

Odmiennego zdania jest Mariusz Krasoń ze Stowarzyszenia Prokuratorów Lex Super Omnia. On  z kolei uważa, że Polska – przystępując do Unii Europejskiej i podpisując traktat akcesyjny – nie zrzekła się możliwości stanowienia prawa, ale ma to robić w ramach wspólnotowych zasad. 

– Tą zasadą jest prawo każdego obywatela do niezależnego, wolnego sądu – podkreślił.

Kara

Wyrok oznacza, że rząd i parlament powinni przemodelować wymiar sprawiedliwości. Oznacza także, że stracimy ogromne pieniądze. Bruksela przestaje w tym momencie naliczać kary za niewykonanie wcześniejszego zarządzenia tymczasowego, ale i tak mamy do zapłacenia tyle, ile do tej pory wskazał licznik. A to jest aż 556 mln euro, czyli około 2,5 mld zł. To pieniądze potrącone z puli unijnych funduszy przyznanych Polsce. Czyli po prostu ich nie dostaniemy.

– To są pieniądze, które Polska bezpowrotnie straciła. To są pieniądze, które wykonawca zmian dotyczących wymiaru sprawiedliwości generalnie zabrał polskim obywatelom. One przepadły, ich nie ma – tak o 556 mln euro mówi Mariusz Krasoń z Lex Super Omnia.

Lista inwestycji bez dofinansowania

A czy to dużo? Przyjrzyjmy się tylko kilku inwestycjom z długiej listy przygotowanej przez samorządy.

W Kowalu koło Włocławka właśnie rozpoczyna się budowa hali sportowej. Ma kosztować około 12 mln zł.

Pod koniec maja rozpoczęła się budowa basenu w Oleśnie. Koszt inwestycji to 24,2 mln zł, a 18 mln zł na ten cel miało pochodzić z budżetu państwa.

W województwie lubelskim trwa budowa drogi ekspresowej numer 17. Wiadomo już, ile firmy chcą za powstanie kolejnych odcinków. I tak np. 16,6 km od Piask do Łopiennika ma kosztować przynajmniej 653,9 mln zł. Najdroższa oferta opiewa na ponad 1 mld zł.

To najlepsza odpowiedź na pytanie, czy 2,5 mld zł to dużo. Dlatego samorządowcy nie kryją oburzenia na rządzących.

Komisja Europejska zapowiada, rząd odpowiada

A to nie koniec kłopotów rząd. Dziś (środa 7 czerwca) Komisja Europejska zdecydowała o rozpoczęciu procedury naruszeniowej wobec Polski po uchwaleniu lex Tusk. Oficjalnie dojdzie do tego w czwartek. 

Na ten zarzut odpowiedział w imieniu rządu Szymon Szynkowski vel Sęk, minister ds. UE.

Nasz cel jest jasny: zbadanie i ograniczenie rosyjskich wpływów w Polsce i Europie. Jesteśmy przekonani, że winien on łączyć wszystkie demokratyczne państwa i instytucje. Ze spokojem przekażemy argumenty prawne i faktyczne w tej sprawie po zapoznaniu się z wątpliwościami KE” – napisał na Twitterze.


Podziel się
Oceń

Reklama